Łączna liczba wyświetleń

środa, 30 listopada 2011

zderzenie

Kilkanaście godzin podróży w tym 2+8 godzin lotu liniamii Brussels(jeszcze parę lat temu nazywały się SABENA- czyli Such A Bloody Expiernce Never Again) i lądujemy w Bużumburze. Wysiadamy z samolotu, spacer po płycie lotniska i jesteśmy w terminalu, więkoszość pasażerów ma już wizy, zostajemy przy okienku imigracyjnych praktycznie sami - oddajemy paszporty + 40 usd za wizę i zaczynamy oswajać się z innym pojmowaniem czasu. Juz po 45 minutach przechodzimy do strefy odbioru bagażu, okazuje się że zamiast walizki A. jest bardzo podobna ale należąca (jak czytamy z baggage tag) do kogoś zupełnie innego. sympatyczna pani z lost & found zwija swoje przenośne biurko reklamacji i każe iść za sobą, po drodze spotykamy kierowcę i pozostałych uczestników wyprawy- prosimy o chwilę cierpliwości i znikamy w czeluściach terminala na kolejne kilkadziesiąt minut podczas których dowiadujemy sie od pracowników Brussels że znają właścicielkę walizki, a właściwie jej męża, który jest w Brukseli, zaraz do niego zadzwonia, on do niej i dokonamy wymiany bagażu. Juz po 45 minutach mamy niezaplanowane zwiedzanie Buzumbury by night- kluczymy po jej zakamarkach szukając pani, która już gdzieś baluje z rodziną i ma jak to nazwaliśmy"wywalone" na los swojej walizki:) W końcu przy małym barze przydrożnym dokonujemy wymiany i w okolicach 23.00 meldujemy się w Club du Lac Hotel, kolacja, pierwsze spotkanie z piwem Primus i sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz